No więc sra se sra, a ja czasem zaglądam zanim pozbieram, bo to jest retriever i zdarza się, że coś zeżre nieodpowiedniego, że nawet nie zdążę zareagować i jako wyrodna matka nie zawsze to kontroluję. Przyznałam się, możecie na mnie nasłać opiekę społeczną. Albo zaglądam bo go odrobaczam i sprawdzam czy miał robaki. Właściwie nie chciałam się na ten temat z Wami specjalnie dzielić. Ale nie ma za co. Rzecz w tym, że ta kupa czasem spadnie na przykład na świeżo zakwitnięte bratki, pelargonie, niezapominajki czy inne przecudne takie wykwity natury i w dalszym ciągu jest kupą, a kwiat jest kwiatem. Ale połączenie obydwu nie sprawia, że kupa jest piękniejsza, ale na pewno sprawia, że kwiaty są obsrane.
A pamiętasz jak Twoja ciocia Zosia na działce miała kurwa oponę od traktora, a w niej kwitły żonkile? I się chodziło na pieczonki (duszaki, takie ziemniory z kiełbasą pieczone w żeliwnym garnku na ognisku) na taki ogródek i matka mówiła: “Zosia, ale Ci ładnie te żonkile zakwitły, jakąś mieszankę nawozów masz? Co dodajesz?” „Gówno Marysiu. Gówno” (no serio, tu się nie ma co rozwodzić, a także to nie była bezczelna odzywka najebanej ciotki), Ale ale: …kurwa żonkile w oponie. Zamknij na chwile oczy i przypomnij sobie, bo na pewno to widziałeś za dzieciaka i to było tak normalne i piękne zarazem jak zachód słońca w Międzyzdrojach. Albo łabądki z opony. Pamiętasz? NO KURWA, raczej, że jak masz na działce starą oponę, to po prostu TRZEBA ją wkomponować w krajobraz ogródka. Znaczy takie polskie origami. ORIGUMI, które wykonują wykwalifikowani i wykształceni artyści-inżynierowie, absolwenci kierunku Wulkanizacja i Florystyka Uniwersytetu Szwagra. Potem dorosłeś, estetyka mogła się trochę wyszlifować i albo te gumowe, kwietne klomby uznałeś za nieodzowną choć paskudną część krajobrazu polskiego, albo dalej jest git, albo nie masz zdania, bo co Cię to obchodzi wgl. Ten zabieg estetyczny NADAL jest stosowany w świecie, ja to mijam na swojej ulicy. To tam sobie jest, niezmienne niczym monolit, niczym pomnik, kwintesencja kurwa polski’90 tylko kwiaty się zmieniają.
Pewnego razu zatrzymałam się przy tym i powiedziałam sobie: „ja pierdole. W oponie”. To był błysk, takie z psychologicznego punktu widzenia jakieś oświecenie świadomości. Zauważyłam. Dziś mi się nie podoba. Kiedyś po prostu nie podlegało ocenie.
I tutaj nachodzi mnie taka myśl… Wiem, że czytając moje treści, niektórzy dostają sraki, albo po prostu takiego lekkiego szczypanka w okolicach odbytu. Albo czują takie zażenowanie jakby sobie przypomnieli przypałową sytuacje z kibla na studniówce. Albo, jak już mam w to wejść tak na POWAŻNIE… Po przypadkowym zapoznaniu się z niniejszym tekstem, odbiorca będący koneserem słowa, mistrzem konwersacji, erotomanem erudycji, miłośnikiem erystyki, czyli kurwa krótko mówiąc lubi wpierdolić jakieś swoje polonistyczne trzy grosze, żeby podkreślić jakim nieukiem i ćwierćinteligentem jestem, zaczyna odczuwać lekki dyskomfort w okolicach podbrzusza. Bo coś już się tam szybciutko obija na zakrętach dwunastnicy.
Szanuję dbałość o słowo. Lubię słuchać ładnego mówienia, czytać ładnego pisania. Leśmian to mój mąż. I Tuwim. Jestem poliamoryczna w kwestii artystów i poetów. Mam pojemną i fleksi komorę serca poświęconą na sztukę i naprawdę sporą przestrzeń na te tam takie wstydliwe przyjemności, jak oglądanie Fame MMA, choć „nie powinnam bo skończyłam trzy kierunki”. Nie zmienia to jednak faktu, że o ile nie znajduję się na olimpiadzie z polskiego, na mównicy sejmu, czy innym takim jakimś oficjalnym z kijem od szczotki w dupach ludźmi miejscu – to o rzeczach prostych lubię mówić wprost, oraz lubię słuchać gdy ktoś o prostych rzeczach mówi wprost. Bo kurwa jak widzę żonkila który kwitnie w oponie, albo widzę na co sra mój pies to przypomina mi się starożytne polskie przysłowie: weź nie pierdol, mów jak jest. Kwiatem gówna nie ozdobisz. Z gówna bicza nie ukręcisz. Żadne gówno nie będzie wyglądało ładnie, gdy posypiesz je płatkami róż. No może dość śmiesznie.
Z jednej strony czasem trochę tęsknie za czasami, w których się beztrosko nabierałam, gdy ktoś mi mówił, że oczy me obsydianowe wprawiają w osłupienie i że w ogóle jestem zjawiskowa jak, nieprzymierzając, zorza polarna, a me spojrzenie tak ulotne, jak kropla porannej rosy na płatku stokrotki kwitnącej na bezbrzeżnej łące, którą otulają właśnie pierwsze promienie wschodzącego słońca. Znaczy się to jest bardzo miłe i wgl, zwłaszcza że taki komplementator ma zwykle same dobre intencje. Na przykład chce zaruchać. O, o, albo te przecinki, których tutaj nie ma w odpowiednich miejscach, co nie? Szczypie dupka? No ja to SZANUJĘ. I łączę się w bólu, bo mnie też takie pierdoły czasem wyprowadzają z równowagi. Na przykład jak ktoś nie chowa do zmywarki naczyń tak jak ja bym to zrobiła. Mistrzyni Tetris. Kocham Cię Jakub.
Z drugiej strony straciłam już zaufanie do ludzi, którzy oceniają innych po „WZIĄŚĆ” i „PRZYSZŁEM”. Wiesz dlaczego? Bo ci Chujowie, którzy rządzą tym światem, którym ludzie zawierzają, którzy decydują za nas w ważnych kwestiach potrafią tak pięknie mówić, że jesteś w stanie uwierzyć, że żonkile w jebanej oponie od traktora, to jest kurwa arcydzieło ogrodniczego dizajnu. Łapiesz mój punkt widzenia? Możesz się nie zgodzić, ale ja mogę się tym tu dzielić.
Zawsze będę ufać ziomkowi, który mi powie: „Przyszłem Ci pomóc”, bo on, tak jak powiedział, tak zrobił: PRZYSZŁ, pomógł i jestem bardzo wdzięczna za przyjaciela… nic więcej nie potrzebuję. Możnaby mu powiedzieć: „Młody mężczyzno. Przyszłeś? Skrótem szłeś? To idź już. Gardzę tobą. Opuść mą strefę polonistycznego komfortu”.
Ale nie.
Mój tata na przykład nie lubi i nie używa bluzgów. Zostawia sobie je na specjalne okazje i dzięki temu, każda „kurwa” wypowiedziana z jego ust raz na dekadę, jest tak naładowana emocjonalnie, że po prostu słyszysz i wierzysz. A potem po prostu ufasz. To jest mistrzostwo i jakiś taki językowy balans. Niedościgniony ideał wysławiania się. Harmonia kurew i zachwytów nad górskim widokiem.
Na koniec moja sama już nie wiem czy-parafraza „Ballady bezludnej” Leśmiana:
Niedostępna ludzkim oczom, że nikt po niej się nie błąka,
W swym rozkurwiu szmaragdowym rozkwitała w bezmiar łąka,
Strumień skrzył się na zieleni nieustannie zmienną łatą,
A gwoździki spoza trawy wyjebały się jak chuj.
Świerszcz, od rosy spęczniały, ciemnił pysk nadmiarem śliny,
I dmuchawiec kroplą mlecza napierdalał jak jebnięty,
A dech łąki wciąż rozkurwiał, wrzał i żywcem w słońce dyszał,
I nie było tu ni chuja, kto by to widział, kto by to słyszał.
Z miłością.
J.K.
No Comments